Wibrator kojarzy się dziś przede wszystkim z przyjemnością, relaksem i zdrowym podejściem do własnej seksualności. Jego początki? Były zupełnie inne, a historia pierwszego wibratora to świetny przykład tego, jak dziwnie potrafi spleść się medycyna, technologia i kultura.
Skąd ten pomysł?
Na przełomie XIX i XX wieku lekarze w Europie i Stanach Zjednoczonych mierzyli się z dość nietypowym problemem. Kobiety często zgłaszały objawy takie jak napięcie, rozdrażnienie, bezsenność czy ogólne poczucie „niespełnienia”. Diagnoza? Histeria – choroba, która przez wieki była zapisywana w medycznych kartotekach.
Lekarze wierzyli, że sposobem na poprawę stanu pacjentek jest masaż miednicy, mający przynieść tzw. „paroksyzm histeryczny”, innymi słowy, orgazm. Problem w tym, że taki zabieg był dla lekarzy czasochłonny i… delikatnie mówiąc, męczący.
Tu wkracza technologia
I właśnie tutaj na scenę wchodzi wibrator. Pierwsze urządzenie tego typu opatentował w 1869 roku amerykański lekarz George Taylor. Było to ogromne, parowe (!) urządzenie, które z pewnością nie zmieściłoby się w szufladzie nocnej szafki. Nieco później, w 1880 roku, brytyjski lekarz Joseph Mortimer Granville stworzył bardziej poręczną, elektryczną wersję – i to właśnie jego uważa się za „ojca” nowoczesnych wibratorów.
Granville wcale nie myślał o seksualnym zastosowaniu swojego wynalazku. Oficjalnie służył on do masażu mięśni i łagodzenia bólu.
Od medycyny do sypialni
Wibratory błyskawicznie trafiły do katalogów domowych gadżetów obok mikserów czy odkurzaczy. W reklamach z początku XX wieku opisywano je jako urządzenia „dla zdrowia i urody”, a o ich prawdziwym zastosowaniu nikt nie pisał wprost. Wystarczyło się domyśleć…
Dopiero w latach 60. i 70., wraz z rewolucją seksualną, wibrator stał się tym, czym znamy go dziś. Symbolem kobiecej niezależności, przyjemności i troski o własne ciało.


